Rozdział 5

Wbiegłam przez bramę na teren szkoły, Flinch leżał sparaliżowany przy bramie. Udałam się w kierunku zamku do głównego wejścia. Gdy podeszłam do drewnianej bramy, ta sama się otworzyła

Epilog


Ogień, wszędzie ogień i czarny gryzący dym. Wypalane belki pękały pod ciężarem dachu.
 - Mamo, tato?! Gdzie jesteście?
            -Krzyczałam przestraszona
Wybiegłam z domu. Wśród ciemności nocy i ogromu dymu nie było nic widać. Tylko dom pożerany przez ogień świecił niczym pochodnia.
 - Avada Kedavra!
Zielony promień rozjaśnił zawiły dym. Podchodzę nie pewnie bliżej, by zobaczyć co się stało. Moim oczom ukazały się dwie wtulone w siebie postacie, padające na kolana. Zaczęłam biec w ich kierunku w ręce trzymałam pluszowego misia.
 - Mamo! Tato!
            -Krzyczałam przerażona


Gdy dobiegłam oni już leżeli nieruchomo, zamarłam. Z mojej dłoni miś upadł na ziemię, a ja padłam na kolana zaraz obok nich, zalana płaczem krzyczałam.
 - Mamo, tato wstańcie! Nie zostawiajcie mnie..
Ktoś podszedł z tyłu i położył rękę na moim ramieniu.
 - Wstań.
            -Powiedział
Odwróciłam głowę i podniosłam się z ziemi.
 - Co się stąło?
            -Spytał
 - Nie wolno mi rozmawiać z nieznajomymi..
            -Mruknęłam
 - Racja.. Jestem Tom.
            -Powiedział
 - Ja Amanda..
            -Odpowiedziałam
 - No to teraz już nie jesteśmy nieznajomymi.
            -Powiedział Tom
 - Tak..
 - No to co się stało?
            -Spytał ciekawy
 - Moi rodzice..
 - Tak?
 - Oni.. nie..
Podszedł i mnie przytulił.
 - Oni nie żyją...
            -Wybuchłam płaczem
 - Wszystko będzie dobrze Amando, chodź ze mną..
Chwycił mnie za dłoń i poszliśmy przed siebie znikając w obłoku czarnego dymu.
 - Yyyyyy…

Poderwałam się przerażona, serce waliło mi jak młot a skóra lepiła się od zimnego potu.
 - Już dobrze Amando to tylko zły sen.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na zegarek, jest 4:30 lepszego czasu na pobudkę już nie było pomyślałam.. Wstałam z łóżka, na dworzu było już widno, otworzyłam okno i poszłam do kuchni. Moim oczom ukazał się bałagan zrobiony przez białą kotkę która wabi się Amber. Amber jest młodą kotką o średniej długości białej sierści i niebieskich oczach, to dosyć ”żywy” i ruchliwy kot.. Wymazała całą podłogę z kremowej terakoty swoją karmą, a na ”kawowych” szafkach pozostawiła odciski swoich łap. Wszystko to wyglądało tragicznie.
 - Niech ja ją tylko dorwę..
Mruknęłam pod nosem i wzięłam się za sprzątanie. Niestety nie należę do elity czarodzieji, których stać na skrzata domowego, którym mogła bym pomiatać jak śmieciem, ale jestem biedna i muszę się użerać z wredną kotką na sześćdziesięciu metrach kwadratowych. Wzięłam wiadro z wodą i mopa i zaczęłam myć tą brudną podłogę.
 - Dobrze mi idzie, dziś nie zrobiła takiego syfu jak w ubiegłym tygodniu..
Po skończeniu podłogi zaczęłam brać się za szafki, moje ukochane szafki!
 - Cóż nie było ciężko, teraz tylko znaleźć tą diablice..
Włączyłam sobie ekspres, lubię czarną kawę z ekspresu.
 - Dobra idę się umyć.
Przechodząc przez salon włączyłam telewizor i rozgłosiłam na czterdzieści kresek. Poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam do zimnej wanny, odkręciłam kran i ustawiłam pokrętłąmi tak by leciała letnia woda, po chwili wanna była pełna a ja leżąc wsłuchiwałam się w poranne wiadomości..
 - Serie tajemniczych morderstw powróciły, znaleziono już dziesięć osób które zginęły śmiercią nie wyjaśnioną, a osiem nie odnaleziono. Tajemniczy morderca powrócił, czy zostanie wreszcie schwytany? Jedno jest pewne! Na ulicach, szczególnie wieczorem i w nocy nie jest bezpiecznie. Mówiła Janet Jones.
Wyszłam z wanny wytarłam się, założyłam moją ulubioną sukienkę i poszłam po kawę, wzięłam ją do ręki wypiłam łyka. ”ddzzzzz” zadzwonił dzwonek do drzwi.
 - No rzesz kur** kogo z rana przywiało?!
Odłożyłam kawe i udałam się do drzwi, musiałam przejść przez wąski przed pokuj. Podłoga w nim skrzypiała a zielona, obrzydliwa tapeta, której nie zdążyłam wymienić, odklejała się od ścian. Chociaż te zawieszone zdjęcia trzymały ją przed całkowitym odpadnięciem. Podeszłam do drzwi otworzyłam je, spojrzałam. Przed drzwiami stało dwoje mężczyzn, byli wielcy jak ”byki”, a cali ubrani na czarno.
 - Amanda Becker?
            -Spytał ten po prawo
 - Tak a o co chodzi?
            -Spytałam
 - Czarny Pan znów zbiera swoje siły jesteś nam potrzebna.
            -Powiedział ten po lewo
 - Po co ja Czarnemu Panu?
 - To już nie twoja sprawa.
            -Powiedział ten po prawo
 - Chodź z nami.
            -Powiedział ten po lewo
 - Nigdzie nie pójdę, idźcie i mu powiedzcie, że jak tak bardzo mnie chce, niech sam po mnie przyjdzie, a teraz won z mojego mieszkania!
            -Oznajmiłam grzecznie
 - Już idziemy, ale żebyś potem nie żałowała..
            -Powiedział ten po prawo
Trzasnęłam drzwiami.
 - Jak tacy podnoszą krew..
Zamknęłam drzwi i poszłam wypić wreszcie tą kawę. Chwyciłam za szklankę i jednym duszkiem ją wypiłam. Postanowiłam zadzwonić do babci. Wzięłam telefon, wystukałam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha. ”pym, pym, pym..”
 - Dzień dobry.
            -Powiedziała Aragona
 - Cześć babciu.
            - Powiedziałam
 - Czy to ty Favir?
 - Nie babciu. Z tej strony Amanda..
 - Ach Amanda.. Co tam u cb?
 - Babciu chciałam się spotkać.
 - Jakiś problem masz dziecko?
 - Tak, znów nawiedzają mnie te koszmary z dzieciństwa..
 - Ahh powróciły?
 - Tak, po śmierci dziadka, tak nagle znów zaczęły mnie męczyć.
 - Zapora dziadka przestała działać, bo on nie żyje.
            -Powiedziała zasmucona
 - Babciu tylko nie płacz.
 - Tak, tak.. Już dobrze.. Przyjedź do mnie w następnym tygodniu, coś poszukamy.
 - Dobrze.
”pip, pip, pip...”
Rozłączyła się..

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 5

Rozdział 1

Rozdział 3