Rozdział 5
Wbiegłam przez bramę na
teren szkoły, Flinch leżał sparaliżowany przy bramie. Udałam się w kierunku
zamku do głównego wejścia. Gdy podeszłam do drewnianej bramy, ta sama się
otworzyła
i wszystkie pochodnie na zewnątrz zapaliły się oświetlając
dziedziniec na którym stałam. Po otwarciu bramy na środku w jej progu ujrzałam
obecnego dyrektora Albusa Dumbledore i profesor McGonagall. Spoglądali się na mnie, było
widać, że są przygotowani na ewentualną walkę ze mną.
- Amando czego tutaj szukasz? – zapytała
McGonagall
- Przyszłam w odwiedziny do Sybilli…
- Nie uważasz, że na odwiedziny jest już za
pozna pora? – zapytał Dumbledore
- Żadna pora nie jest zła. – odpadłam
- Wróć rano Amando… -powiedział Dumbledore
Wkurzyłem się słysząc to,
już chciałam wyciągać różdżkę i nierozważnie próbować dostać się siłą do zamku,
po mimo, że wiedziałam, że to ryzykowne posunięcie. McGonagall z tyłu przyjęła
postawę przygotowaną do walki, gdy nagle przyleciała czarna jak noc sowa z
zielonymi ślepiami. Usiadła na posagu gargulca i wprost pod nogi dyrektora
rzuciła list z pieczęcią Ministerstwa. Dumbledore schylił się i podniósł list,
była to typowa nagrana wiadomość przez Dolores Umbridge.
- Ja Dolores Umbridge z ramienia Ministerstwa
Magii i Czarodziejstwa nakazuje niezwłoczne wpuszczenie do szkoły w Hogwarcie,
Amandy Becker z polecenia jej babki Aragony w celu odwiedzenia profesor
Sybilli.
Po odczytaniu listu ten sam
się porwał na drobne kawałeczki i spalił.
- No widzicie? Mam oficjalne pozwolenie na
wejście.
Weszłam do Hogwartu trącając
ramionami Dumbledora i McGonagall. Udałam się prosto do wielkiej wierzy, żeby
zbudzić Sybille.
W szkole było dosadnie cicho
z powodu nocy i dyżurów profesorów, żeby uczniowie nie chadzali o tej porze po
zamku. Zaczęłam wchodzić po spiralnych schodach na górę, na niektórych
stopniach były porozbijane kryształowe kule zrzucane przez nieudolnych uczniów
w pracowni Sybilli która była na samej górze tej wierzy. Byłam coraz bliżej.
Docierając na szczyt usłyszałam głos Sybilli.
- Czekam na ciebie yyyhhhh…
Wszedłem do sali i
zobaczyłam całkiem sporą pracownie wypełnioną niskimi stolikami, a na każdym z
nich stała kryształowa kula, Sybilla była w centrum Sali, siedziała po turecku
na podłodze trzymając ręce na stoliku, wewnętrzna stronę dłoni miała skierowane
ku górze. Spoglądała na mnie przez swoje grube okulary i nerwowym gestem
wykonywanym przez oczy kazała mi usiąść naprzeciwko jej. Usiadłam tak jak mi
sugerowała i położyłam moje dłonie na jej dłonie.
- Yyyssssss Aragona przekazała mi wiadomość o
twoim problemie. – powiedziała niskim tonem na jednym wdechu.
- Fajnie, zaraz pół świata będzie wiedzieć o
moich problemach..
Sybilla spojrzała w kule.
- Widzę, widzę…
Cały czas spoglądam na
Sybille lekko zaniepokojona tym jak mocno ściska moje dłonie.
- Widzę czarne chmury, dzikie węże…
- To samo co mówiła babcia… fajnie… -
pomyślałam.
- Czarne chmury nadciągają z świata zmarłych,
mrok nadciąga, on chce powrócić yhhhghhh…
Przeraziłam się tonem
Sybilli który wskazywał na to, że ta kobieta jest opętana najwyraźniej.
- hghygyh ludzie z symbolem węża, są
wyłapywani jak dzikie zwierzęta yhghhhh… Aurorzy chcą dominacji światła nie
zawężając na równowagę natury, lecz zło które wypełznie spod ich stup
przytłoczy cały świat…
Sybilla straciła na chwile
przytomność, spojrzałam na nią gdy jej głowa się uniosła a oczy zaczęły obracać
jak były by na kopce nakręcone. Sybilla zaczęła krzyczeć, wszystkie kule w
pracowni zmieniły swój kolor na czerwony i eksplodowały w drobny pył wyrywając
Sybille z transu. Do pracowni wbiegła McGonagall trzymając różdżkę w dłoni.
- Amando wystarczy tego!
Profesor machnęła różdżką i
odsunęła od stołu Sybille i mnie. Podeszła do Sybilli upadła na kolana i wzięła
ją w objęcia, Sybilla już świadoma spojrzała na McGonagall, z jej oczu ciekła
brudna krew.
- Minerwo on chce wrócić… - wyszeptała.
Minerwa spojrzała przerażona
na Sybille i na mnie. Podniosła różne wykonała dwa subtelne wymachy.
- Amando czas na ciebie.
Machnęła jeszcze raz różdżką
wyrzucając błękitny promień który wypchnął mnie z ogromną siłą przez okno
wierzy, niczym kula armatnia wystrzelona z działa leciałam w kierunku lasu. Na
szczęście potrafiłam się aportować, zmieniając się w czarny dym przeleciałem
nad drzewami i wylądowałam na pobliskiej polanie. Księżyc był w pełni, w lesie
było słychać wyjące wilki i inne bestie.
- Mam nadzieje, że nie są to wilkołaki...
- Mam nadzieje, że nie są to wilkołaki...
Rozejrzałam się i spróbowałam określić w którym kierunku jest jakieś miasto.
- ☽ - - ⚝ - - ☾ -
Oghrrr minęła kupa czasu, ten blog wegetuje już ponad rok, lecz przed nim Opowieść Śmierciożercy istniała na innych blogach z których sukcesywnie ją przenosiłem na nową stronę (sam nie wiem po co tak robiłem) ...
Mam nadzieje, że po mimo około 3 lat powstania tego opowiadania, nowy rozdział nie odbiega estetyką od poprzednich rozdziałów. TAK nadal pracuje nad długością tych wypocin...
Fajnie było by wiedzieć, że ktoś to czyta i jest jakkolwiek zainteresowany tą opowieścią, jak nie to mam nadzieje, że was w nią wciągnę! Wielkie dzięki za uwagę! 🌺
* Konto dla młodych, fajna sprawa dla osób w przedziale wiekowym 18-26 lat ponieważ, wszystko jest bezpłatne! Sam mam takie konto haha
Komentarze
Prześlij komentarz